Właśnie obejrzałam film "Pod Mocnym Aniołem" z Więckiewiczem - ja wiem, nie jest to nowy film... Ale jakoś nie wyszło mi pójście na niego do kina... noo po protu ten film nie wymaga dużego ekranu...
ale do sedna... w trakcie oglądania filmu nasunął mi się jeden wniosek, każdy z nas ma swój nałóg... wynikający z braku czegoś... braku czegoś, czego się potrzebuje, czego się pragnie... nie każdy umie się przyznać, jaki to nałóg (bo nie zawsze jest to alkoholizm... czy narkotyki, czy palenie papierosów) nałogi bywają różne... niektóre nawet wydają si e nimi nie być... co nie zmienia faktu, że wyniszczają nas dokładnie tak samo, jak te osławione i opisane na wiele sposobów. Nałóg to po prostu uzależnienie od czegoś, co albo daje nam poczucie szczęścia czy spokoju, coś, co pomaga zapomnieć o tym, czego nam brakuje.
Wydaje się wam, że Was to nie dotyczy? Nic bardziej mylnego... Ten problem dotyczy wszystkich. Absolutnie wszystkich.... szczególnie tych, którym brakuje ciepła od bliskich... tych samotnych, którzy nie są sami. Samotność wśród ludzi jest najsmutniejsza, a ludzie którzy ją odczuwają są najbardziej narażeni na poddanie się nałogom.
nie wszystkie nałogi są tak fizycznie destruktywne, jak alkoholizm, czy narkotyki... jednak wszystkie powodują to samo... głód.
Jedno jest wspólne dla wszystkich nałogowców: żaden z nich nie przyznaje się, że ma problem, twierdząc, że w każdej chwili może przestać...
i pomyśleć, że do takich wniosków doszłam na trzeźwo ;)