sobota, 26 lutego 2011

Charytatywnie też się można bawić Charity can also be fun

Taki zamysł przyświeca mi w zakresie Piątkowego (4.03) balu charytatywnego, na który wraz z mężem się udajemy... Mam już ustalone w co się ubiorę... przynajmniej raz ubranie przygotowane na wesele przyda się - przynajmniej po części - ponownie! Natomiast największe zmartwienie mojego szanownego, było takie, że nie ma garnituru... Jak to się ma do stwierdzenia męża koleżanki z pracy, który stwierdził, że smoking włoży - jak mu się uda (bo podobno ciut przymaławy się w bicepsie zrobił) to będzie na co popatrzeć... cóż tacy są najlepsi - znaczy mężczyźni po ślubie - żeby było na co popatrzeć, przynajmniej ci ładniejsi - ojć przepraszam - przystojniejsi - wzroku nie psują hihi. Nie no oczywiście garnitur jest i koszula i buty - więc tak naprawdę nie ma co się martwić... ale wiecie jak to z tymi naszymi mężami jest... Muszą pomarudzić i już! Jakby nie pomarudzili, to nie byliby sobą - prawda?
eh życie!

That is the idea, I have in mind for Friday's (4.03) Charity Bal, where along with my husband we are going to go... I already know, what I'll wear... at least once the outfit prepared for a wedding party will be usefull - if partially - more than once! However the biggest concern of my husband was, that he has no suit... How is that to be compared with my friend's husband who said, that he'll wear the tuxedo - if he'll manage (for as far as I heard, it became a little tight in biceps) than it'll be worth looking at... well this kind is the best - after the wedding I mean - to have look good enough to cast an eye on... for those priettier - ups more handome does not spoil the eyes... Well caming back to my husband - there is the suit, the shirt adn tie... even the shoes - so there is nothing to worry about... but you know, how it is with The husbands... They just have to grumble arround! For if they wouldn't, they would not be themselves, would they?
eh life!

Witajcie! Welcome!

czy raczej witajcie ponownie, bo odrodzona pojawiam się znów! Już nie czarownica, ani czarodziejka, chociaż śpiewaków, również od takich wyzywają... Jedne drzwi się zamknęły, inne się otwarły, świat zatoczył koło i znów rozpoczynam swoją przygodę... tym razem w nieco zmienionej formie... z czasem przywrócę tutaj niektóre z moich starych postów (pojawią się na końcu - z zachowaniem chronologii) najpewniej o polyannach... i być może o innych Carriganach i Martufach.... pojawią się też fragmenty książki, którą wraz z kilkoma znjomymi napisaliśmy na fantasyworld.pl ... będzie też czasem jakiś fragment moich innych wypocin, czasem się trafi jakieś zdjęcie... z czasem znów zacznę przeszukiwać blogi w poszukiwaniu candy... może kiedyś mi się poszczęści... i tak Śpiewaczka powraca na scenę, w blask reflekorów - przyjmiecie ją brawami?

or welcome back, as a reborn I am here again! No longer a witch, no loner the charmed one, although the singers are often called that... One door has been closed, but another has opened, the world turned and here I am, beggining this adventure anew... this time in a bit different form... there may be some old posts appear in time here (at the end, with proper chronology) most surely those about the Polyannas... and may be Carrigsanas and Martufs... as for the newbbies... there will apear some portions of the book we once wrote with friends on fantasyworld.pl... there may also be some of my other productions, maybe a picture from time to time... and someday I will roam the network searching for candy, maybe I'll be lucky this time... and so the Singer comes back to the stage, into the gloom of the floodlights - will you welcome her with applause?