czwartek, 19 grudnia 2013

ale wtopa...

miewam czasem dziwne pomysły, dziwne akcje się rodzą przy dziwnych okazjach... całkiem nie tak znów dawno wybrałam się z koleżanką do mojego ulubionego teatru na mój ulubiony monodram ... Jak zwykle byłam zachwycona - widziałam już tę sztukę 3 raz, ale za każdym razem jest nieco inna... zmienia się ciągle - jej tekst - ponieważ zarówno jej autor, jak i aktor dla którego została napisana żyją. Niezmiennie bawi mnie Feliks Rzepka, który opowiada komisarzowi historię jak to się stało, że znalazł się tam, gdzie się znalazł...
ale ja nie o tym...
właśnie tam, w teatrze, a konkretnie w ubikacji rozpoczęła się tytułowa wtopa... - już przy umywalkach, mydełko w płynie na łapki i chcemy myć... obie - jak jedna - podkładamy ręce pod kran spodziewając się, że woda sama poleci - w wielu miejscach zamontowane są krany z fotokomórką... same puszczają wodę... no i tak nam się ubrdało, że tam też - ale  nie - trzeba było samodzielnie odkręcić wodę, a na koniec - o zgrozo! - zakręcić ;) i wtedy zaczęłyśmy dyskutować, jak to się człowiek do takiego wygodnego rozwiązania, jak kran na fotokomórkę przyzwyczaja... że w pracy takie mamy, że w centrum handlowym obok nas takie mają... pogadałyśmy, pogadałyśmy i poszłyśmy na kawusię do Strefy Centrum... gdzie oprócz kawusi, pochłonęłyśmy kanapkę - to koleżanka, oraz ciasto - to ja. Ciekawą sprawą jest to, że w Strefie Centrum za kanapki i ciasta płaci się po konsumpcji - samodzielnie wyceniając...  genialny mechanizm... większość ludzi na początku ma w głowie myśli - mogę nic nie zapłacić - a jak już zjedzą - najedzone sumienie zaczyna się panoszyć i w ramach zadość uczynienia za takie myślenie człowiek płaci więcej niż tak naprawdę kanapka była warta... ale, ale... ja zjadłam ciasto za darmo - bez najmniejszych wyrzutów sumienia... bo ja pohandlowałam z panią obsługującą: ja jej dałam kawałek ciasta, i ona mi dala kawałek ciasta :) - to a'propos mnie robiącej dziwne rzeczy przy dziwnych okazjach...
potem sztuka - ale najpierw wyciągnęłam na chwilę od Dyr. Neinerta album, który dla nich zrobiłam... tak, zrobiłam dla nich album skrapowy... z księgą gości - a oni zamiast chociaż w jakiejś witrynce go pokazać... czy coś... wrzucili na półkę i leży - przygnieciony papierami... no tragedia... le wyciągnęłam go od nich... wyżyłam się na jednej kartce... i oddałam...
... wtopa tymczasem powolutku dojrzewała...  a my sobie z tego nie zdawałyśmy sprawy...
w poniedziałek w pracy w łazience, sytuacja właściwie bliźniacza... obie stoimy, mydełko w płynie na łapki, łapki pod krany - spodziewamy się - przyzwyczajone - że woda poleci... z mojego poleciała, z jej nie leci... koleżanka z mydłem na ręcach stoi i gromi wzrokiem kran - jak on może nie puścić wody... no jak??? ... prawie padłam, jak się zorientowałam, że koleżanka spodziewa się wody, bez odkręcenia kurka (takiej wajhy...) ona zresztą też prawie się popłakała z radości... jak dotarło do niej, że gromi wzrokiem kran, który należy odkręcić...
i tym samym wtopa osiągnęła swój szczyt... wiele osób jeszcze w tym dniu gromiło wzrokiem ten bogu-ducha-winny kran... a myśmy obie miały ubaw po pachy...

a wspomniany album wygląda mniej więcej tak:
znaczy wyglądał, jak był nowy... bo teraz to już nieco gorzej ;) ponad rok leżenia na półce... eh... szkoda gadać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz