Jednak, jak się okazało niedawno, mam o dwie tak zwane przyjaciółki mniej... czemu tak zwane? ano, bo: "Nigdy nie był przyjacielem ten, kto nim przestaje być." Mam normalnie pecha i tyle. - Przyzwyczaiłam się.
Swoją drogą, chyba po pro prostu nie mam wyczucia do ludzi? I jestem "za dobra" za często pomagam, daję dużo z siebie i ludziom się wydaje, że im się to po prostu należy, choć wcale tak nie jest. I na koniec się dziwią, że przestaję pomagać, albo, że nie mam dla nich czasu. Cóż każdy ewoluuje, zmienia przyzwyczajenia, krąg znajomych - ja właśnie tak zrobiłam. Skoro ktoś nie chce się spotykać, to ja go nie będę zmuszać - nie ma takiej potrzeby. Jestem jedynaczką - zawsze potrafiłam sobie dać radę sama... teraz też dam. Tylko po co te pytania - czemu nie dzwonisz? Obraziłaś się...? Dawno się nie widziałyśmy... - a ja na to: ano dawno, ostatnio, jak powiedziałaś, że nie chcesz, żebyśmy przyszli na Twoje urodziny bo On będzie, a mnie można różnie odebrać. ...
Ja odebrałam to jednoznacznie i nie trzeba mi powtarzać.
Musisz się pogodzić z konsekwencjami swojego działania - takie jest życie.
Dobra koniec narzekania... przecież obiecałam, że nie będę...
niedawno popełniłam coś... hihihi, koleżanka zamówiła prezent dla swojego (aktualnie narzeczonego) mężczyzny... no i wykombinowałam takie coś:
na dole 29 kawałków, na górze 5. Każdy z nich wypełniony słodyczami różnej maści... Kwiatuszki specjalnie z GB ściągałam, żeby wszystko się kolorystycznie zgrało...
i, wedle mojej wiedzy - się podoabało :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz