Był taki czas, kiedy aktywnie brałam udział w KITowych wymiankach... znaczy scrapowe "oszołomki" zgłaszają się do akcji, i drogą losowania wybierane są pary, które wymieniają się zestawami przydasiów... czasem wg ustalonej z grubsza listy, a czasem bez listy... tak było z większością materiałów użytych do zrobienia tego notesu :) ... chyba tylko wkład, sprężyna i wykałaczka były moje (no i klej i brokat)... a papiery, kwiaty, napisy, sznureczki, wstążki i koronki pochodziły z KITu...
teraz od jakiegoś czasu nie biorę udziału.... ale wrócę do tego - bo to fajna zabawa :)
piątek, 26 sierpnia 2016
Czerwono mi...
Etykiety:
craftowo,
grzbiet,
KIT,
koronki,
kwiaty,
notes,
scrap,
scrapowanie,
sznurek,
wstążki,
wykałaczka
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Dnio-matkowe pojemniki na ciasteczka...
Jak to zwykle bywa, na Dzień Matki należy obdarować nie tylko swoją mamę, ale również mamę współmałżonka... dlatego zwykle powstają dwie prace - zasadniczo niemal identyczne... tym razem padło na przerabianie puszek po herbatkach rozpuszczalnych... z użyciem papierów z Altaira, girlandy zielonej, ręcznie robionych kwiatów, ramek z masy MS, kryształków, brokatu i motyli... dodatkowo w użyciu był stempelek primowy w kształcie bilecika z napisem Love.wyszły słodko...
Etykiety:
altair-art,
kwiaty,
motyl,
ramka,
ręcznie robione kwiaty,
scrap,
scrapowanie,
stempel,
tusze
czwartek, 18 sierpnia 2016
Muzyczny notes ...
Sama baza notesu, to pozostałość po warsztatach mediowych... miał być oklejony pracami wykonanmi na warsztatach z Aidą... ale ostatecznie został ubrany w prześliczne papiery :) jedyną ozdobą jest umieszczona na geometrycznym, potuszowanym tle ramka z zatopionymi w żywicy brokacie drobnym i grubym oraz mikrokulkami... a także kilka złotych pręcików całości dopełnia wiązanie z nutowym nadrukiem.
niedziela, 14 sierpnia 2016
Notesik z wyupiastą sówką...
Powstał nieco z rozpędu... tak nieco przypadkiem... skończyłam właśnie pracę nad notesikiem z motylkiem i czułam pewien niedosyt... w oczy rzucił mi się tan papier w sówki... a, że pod ręką miałam wkład z grafiką piórek... i washi w sówki... no to jakby tak samo z siebie się zrobiło ;) tak to czasem niedosyt tworzenia oraz kilka elementów, które do siebie zasadniczo pasują potrafi sprawić, że powstaje notesik...
środa, 10 sierpnia 2016
malowniczy notesik z motylkiem...
Niedawno dotarł do mnie wykrojnik z NiNi's things... prześliczna rameczka owalna... i tak mnie wzięło, że po prostu musiałam zrobić notesik... taki słodki dziewczęcy... z Altairowym motylkiem, oraz całą bandą perełek... kiedyś, ktoś go dostanie..., czyli skończy jak większość moich prac :) i dobrze. dla mnie to niesamowicie uspokajające hobby, które często sprawia, że ludzie się uśmiechają... i tak właśnie ma być !
Etykiety:
altair-art,
craftowo,
motyl,
notes,
perełki,
ramka,
scrap,
scrapowanie,
tusze
sobota, 6 sierpnia 2016
mikro-notesik uskrzydlony...
po zrobieniu opakowania na prezent gratulacyjny dla niesamowitej Pani prawnik, która właśnie zdała egzamin adwokacki została mi reszteczka przecudnego papieru z Galeria RAE,,, dodatkowo właśnie kilka dni temu dotarła moja foremka do masy, w której da się robić skrzydełka... a w pudełku czaiło się całe mnóstwo rureczek pozwijanych z "Alexandre's" ... postanowiłam przeglądnąć moje zdjęcia na okazje różne.... te co w SnapBooku mam ... i natknęłam się na te cudowne bratki... w wydaniu mini... idealnie pasującym do tej ramki... i tak właśnie powolutku powstawał ten mikro-notesik, zapinany na gumeczkę...
Etykiety:
craftowo,
Galeria RAE,
gumka,
kwiaty,
notes,
ramka,
rurki,
scrap,
scrapowanie,
skrzydła,
zdjęcie
środa, 3 sierpnia 2016
Gratulacje w wydaniu scrapowym
Jedna z moich fantastycznych koleżanek jest prawnikiem (mam zresztą kilka takich koleżanek :) - znaczy prawników) ale od niedawna mam tylko jedną będącą adwokatem :) i to właśnie dla niej powstała ta karta gratulacyjna... wiadomo, jaką wkładkę miała ;) (wreszcie przydał mi się wykrojnik - zipper-opening)... nie było łatwo... no bo dziewczyna lubi czarny i róż... niezły zestaw... ale dałam radę... przypomniałam sobie o dwóch kartkach papiery z Galeria RAE... do tego moja ulubiona grafika temidy... ozdobiona kilkoma kryształkami w pasie... oraz z kryształową wagą...
sympatycznie mi to wyszło :) a i obdarowana bardzo się cieszyła :)
sympatycznie mi to wyszło :) a i obdarowana bardzo się cieszyła :)
Etykiety:
craftowo,
Galeria RAE,
kartka,
kwiaty,
scrap,
scrapowanie,
wykrojnik
środa, 27 lipca 2016
szaszłyki w akcji :)
No nie pomyliłam się - szaszłyki... a właściwie to patyczki do szaszłyków...
powstał super albumik wraz z etui, w całości wykonany z niebieskiego papieru canson, oraz kilku kartek prześlicznych papierów z Altira...
oczywiście całości dopełniają odbite gessem napisy z maski 13 arts... kilka kryształków vintageowych i pierwsza wersja najpopularniejszej serwetki Primy :) PINEAPPLE :)
powstał super albumik wraz z etui, w całości wykonany z niebieskiego papieru canson, oraz kilku kartek prześlicznych papierów z Altira...
oczywiście całości dopełniają odbite gessem napisy z maski 13 arts... kilka kryształków vintageowych i pierwsza wersja najpopularniejszej serwetki Primy :) PINEAPPLE :)
Etykiety:
album,
altair-art,
craftowo,
media,
scrap,
scrapowanie
sobota, 23 lipca 2016
Ramki dla zawadiaki
Mam koleżankę w pracy - fajna babka :) ma ona dwoje dzieci i jedno z tych dzieci ma synka... zawadiakę, jakich mało... a jego zdjęcie prosiło się o specjalną ramkę... cóż trzy ramki - jedna dla rodziców, jedna dla jednych dziadków i jedna dla drugich dziadków... jak oni dali radę się podzielić, kto weźmie którą - nie mam bladego pojęcia... ale dali radę:)
no i trochę zbliżeń...
no i trochę zbliżeń...
bardzo się cieszyłam, że kiedyś byłam wystarczająco przewidująca i zakupiłam mini deskorolki... cóż nie miałam ich wystarczająco dużo, żeby wykonać wszystkie trzy ramki, ale udało się dokupić.
pomocą w tym - jakże przyjemnym - zadaniu wykonania tych trzech ramek była Aneta - Twiglet :)
Dzięki kochana za błyskawiczną pomoc :)
tu bawiłam się pudrami rainbow colors z 13-arts, oraz pudrami do embossingu na gorąco :)
Etykiety:
deskorolka,
ekspresowo,
fingerboard,
media,
mediowanie,
ramka,
scrap,
scrapek,
scrapowanie,
stempel
środa, 20 lipca 2016
O rok zaległe kartki z okazji dniaMatki....
Zaległe w pokazywaniu... nie w dawaniu... bo zostały do mm dostarczone na czas ;) gdzieś wypatrzyłam pomysł na kartkę w kształcie doniczki z kwiatami nie pamiętam gdzie... ale karteczki powstały... takie słodkie moim zdaniem :) a jak Wy myślicie? Bo mamom się podobały...
Etykiety:
gardenie,
kartka,
kwiaty,
scrap,
scrapowanie,
wspomnienia
sobota, 16 lipca 2016
Komunia mediowo...
Był sobie niezwykle utalentowany chłopak... miał na imię Błażej... no i tak się zdarzyło, że w tym roku szedł do Komunii... tak wyjątkowego młodego człowieka należało obdarować wyjątkową kartką... a, że właśnie była tuż-tuż po warsztatach mediowych z Olgą na comberku... cóż - powstała ta oto kartka... gdzie mediowanie wprawdzie jest na "drugim" planie... lecz daje cudne tło dla bohatera kartki - czyli kielicha... Jest to również mój debiut, jeśli chodzi o kwiatki z foamiranu... no bez szału... bez fajerwerków - ale fajne kuciupki wyszły ;)
Etykiety:
foamiram,
kaboszon szklany,
kartka,
komunia,
media,
ręcznie robione kwiaty,
scrap,
scrapowanie,
tekturka,
tricksart
środa, 13 lipca 2016
Karteczka na powitanie...
Tak się zdarzyło, że na świat zawitała Milenka... no i trzeba było tego słodkiego aniołka powitać... Powitanie stało się faktem przy użyciu przesłodkiej kartki - shake box - z magnoliową śpiącą kruszynką ubraną w papiery z Altaira...
całości dopełniają "szwędające się" po shake-boxie mikro kulki metaliczne, oraz benzynowe perełki...
Etykiety:
altair-art,
chrzest,
ekspresowo,
kartka,
kwiaty,
perełki,
promarkery,
scrap,
scrapowanie
niedziela, 10 lipca 2016
Takie tam złośliwości...
Nazbierało mi się już... od jakiegoś czasu obserwuję, jak kochani rowerzyści ochoczo korzystają ze swoich praw... jakie dał im Kodeks Drogowy, zapominając jednocześnie o obowiązkach KAŻDEGO uczestnika ruchu drogowego.
O co chodzi? ano o to, że jedzie taki sobie środkiem jezdni (bo przeca mu wolno) a ja jadąc za nim muszę się wlec 20 na godzinę (w tych super przypadkach... - bo w innych to już jechałam o 10...) a wyprzedzić skubańca się nie da, bo z przeciwka sznureczek jedzie... i tak przez kilometr czasem... albo jedzie dwójka, oczywiście obok siebie - sytuacja zasadniczo taka sama...
A jak to powinno wyglądać?
Najpierw kilka fragmentów z zapisów kodeksu drogowego, dotyczących rowerzystów...(za: KLIK oraz KLIK i KLIK)
***
Tak jak kierowca samochodu musi znać przepisy drogowe, tak i rowerzysta powinien zaznajomić się z przynajmniej podstawowymi zasadami ruchu drogowego – szczególnie, jeśli będzie poruszał się po ulicach. Pamiętajmy, że brak prawa jazdy nie zwalnia rowerzysty z obowiązku znajomości zasad w ruchu drogowym!
Warto wiedzieć, że po chodniku można jeździć rowerem tylko jeśli:
Zawsze sygnalizuj zamiar skrętu. Po zmroku lub gdy jedziesz ulicą włącz światła. Chociaż to nie jest obowiązkowe, polecamy jazdę w kasku i z elementami odblaskowymi – to znacznie poprawia widoczność rowerzysty na drodze, a tym samym zmniejsza ryzyko kolizji.
Prawo dopuszcza możliwość jazdy na rowerze obok siebie pod warunkiem, iż nie utrudnia to ruchu innym pojazdom ani nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego. Przepis ten budzi najwięcej kontrowersji pośród zmotoryzowanych. Może być również dość swobodnie interpretowany przez stróżów prawa. Podczas jazdy „parami” należy zachować szczególną ostrożność.
Rozdział 3; Ruch pojazdów
Oddział 11
Przepisy dodatkowe o ruchu rowerów, motorowerów oraz pojazdów zaprzęgowych
Art. 33.
3. Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się:
1) jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, z zastrzeżeniem ust. 3a;
2) jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach;
3) czepiania się pojazdów.
3a. Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.
A czemu o tym wszystkim napisałam? Ano bo mi się już ulało... jak po raz kolejny przez kilkaset metrów nie mogłam rowerzystów wyprzedzić bo (patrz wyżej)... Albo zostałam przez jakiegoś zwyzywana, bo za blisko niego przejechałam (bo we trzech jechali w kółku wzajemnej adoracji - patrz wyżej)...
czemu - bo tak.
bo mogę.
bo w tym kraju panuje wolność wypowiedzi - wprawdzie wolnośći PO wyppowiedzi już nikt nie gwarantuje... ale nie przywołałam ani jednego nazwiska... nie wkleiłam zdjęć tych oszołomów... także mogą się cmoknąć w przysłowiową "trąbkę"
O co chodzi? ano o to, że jedzie taki sobie środkiem jezdni (bo przeca mu wolno) a ja jadąc za nim muszę się wlec 20 na godzinę (w tych super przypadkach... - bo w innych to już jechałam o 10...) a wyprzedzić skubańca się nie da, bo z przeciwka sznureczek jedzie... i tak przez kilometr czasem... albo jedzie dwójka, oczywiście obok siebie - sytuacja zasadniczo taka sama...
A jak to powinno wyglądać?
Najpierw kilka fragmentów z zapisów kodeksu drogowego, dotyczących rowerzystów...(za: KLIK oraz KLIK i KLIK)
***
Tak jak kierowca samochodu musi znać przepisy drogowe, tak i rowerzysta powinien zaznajomić się z przynajmniej podstawowymi zasadami ruchu drogowego – szczególnie, jeśli będzie poruszał się po ulicach. Pamiętajmy, że brak prawa jazdy nie zwalnia rowerzysty z obowiązku znajomości zasad w ruchu drogowym!
Warto wiedzieć, że po chodniku można jeździć rowerem tylko jeśli:
- panują złe warunki atmosferyczne (śnieg, gołoledź, deszcz, mgła, silny wiatr itp.),
- jedziemy z dzieckiem do lat 10,
- są spełnione 3 warunki: chodnik ma co najmniej 2 metry szerokości, samochody na ulicy mogą się poruszać z prędkością minimum 50 km/h i nie ma oddzielonej drogi dla rowerów (pasa, ścieżki)
- Jeśli jedziesz ulicą, stosuj się do przepisów Kodeksu Drogowego. Zamiar skrętu sygnalizuj wyciągnięciem ręki. Nie zapominaj o włączeniu świateł (dobrym pomysłem są też odblaski). Używaj kasku. Nie wyjeżdżaj na środek drogi – staraj się trzymać z boku, by nie blokować ruchu (kierowcy mają obowiązek mijać rowerzystów z zachowaniem minimum 1 metra odstępu).
- nie zatrzymuj się (szczególnie raptownie!) na środku ścieżki – jeśli chcesz zrobić postój, zjedź na pobocze;
- nie przypinaj roweru w miejscu, które zablokuje drogę np. pieszym (bramy, wąskie przejścia),
- staraj się nie jeździć parami (rower obok roweru).
Zawsze sygnalizuj zamiar skrętu. Po zmroku lub gdy jedziesz ulicą włącz światła. Chociaż to nie jest obowiązkowe, polecamy jazdę w kasku i z elementami odblaskowymi – to znacznie poprawia widoczność rowerzysty na drodze, a tym samym zmniejsza ryzyko kolizji.
Prawo dopuszcza możliwość jazdy na rowerze obok siebie pod warunkiem, iż nie utrudnia to ruchu innym pojazdom ani nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego. Przepis ten budzi najwięcej kontrowersji pośród zmotoryzowanych. Może być również dość swobodnie interpretowany przez stróżów prawa. Podczas jazdy „parami” należy zachować szczególną ostrożność.
Rozdział 3; Ruch pojazdów
Oddział 11
Przepisy dodatkowe o ruchu rowerów, motorowerów oraz pojazdów zaprzęgowych
Art. 33.
3. Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się:
1) jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, z zastrzeżeniem ust. 3a;
2) jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach;
3) czepiania się pojazdów.
3a. Dopuszcza się wyjątkowo jazdę po jezdni kierującego rowerem obok innego roweru lub motoroweru, jeżeli nie utrudnia to poruszania się innym uczestnikom ruchu albo w inny sposób nie zagraża bezpieczeństwu ruchu drogowego.
***
Jednak wielu rowerzystów ma w nosie te przepisy a jedno co wie, to to, że stało się przysłowiową
"świętą krową" i może wszystko...
Sęk w tym, że obecnie rowerzyści dzielą się na dwie grupy:
1. są to rowerzyści tak zwanej "starej daty" - ci jak słyszą samochód nadjeżdżający z tyłu "przytulają" się do krawężnika, lub pobocza, albo - jadąc w parze - zjeżdżają jeden za drugiego, nie jeżdżą zygzakiem po całej szerokości jezdni... zwykle są to osoby starsze... czasem osoby w średnim wieku... rzadko młodzież.
2. chojraki - czyli najczęściej młodzież oraz mężczyźni w wieku średnim... nie przestrzegają podstawowych obowiązków uczestnika ruchu drogowego, utrudniają innym poruszanie się po jezdni i jadąc we trzech - jeden obok drugiego, głośno się śmiejąc i jadąc zygzakiem po całej szerokości dwupasmowej, dwukierunkowej jezdni uważają, że użycie klaksonu po kilkuset metrach jest łamaniem przepisów... bo przecież silnik samochodu za nimi był zbyt cichy, żeby go usłyszeli przez swoje wrzaski i zjechali przynajmniej na jeden pas pozwalając zmotoryzowanemu ich wyprzedzić.
są też rowerzyści jeżdżący w koszulkach klubów sportowych mieniący się "KOLARZAMI" ... dla których jazda zyg-zakiem i utrudnianie ruchu innym jest jak najbardziej zgodne z prawem...
i żeby nie było - samej też mi się zdarza jeździć rowerem... czasem też jestem zmuszona poruszać się po jezdni i owszem, czasem jedziemy jeden obok drugiego... z tym, że jak słyszymy samochód za nami, to "zwijamy" się do gęsiego i przytulamy się do krawężnika... Ja na ten przykład wiem, że ja+rower to o wiele, wiele mniej niż nawet maluch z kierowcą w środku... nie mówiąc już o jakimś większym samochodzie... i, że nie mam najmniejszych szans - i nic nie da, że miałam rację jadąc tak czy tak, że zgodnie z przepisami... jeśli taki we mnie wjedzie, to ja stracę władzę w nogach lub życie... fizyka jest nieubłagana.
Trzeba TYLKO myśleć.
Chociaż dla niektórych nawet to jest zbyt trudnym zadaniem... bo pedałowanie i jednoczesne utrzymywanie się w pionie zajmuje 99,99% mocy obliczeniowych ich mózgów. Resztę pochłania oddychanie.
A czemu o tym wszystkim napisałam? Ano bo mi się już ulało... jak po raz kolejny przez kilkaset metrów nie mogłam rowerzystów wyprzedzić bo (patrz wyżej)... Albo zostałam przez jakiegoś zwyzywana, bo za blisko niego przejechałam (bo we trzech jechali w kółku wzajemnej adoracji - patrz wyżej)...
czemu - bo tak.
bo mogę.
bo w tym kraju panuje wolność wypowiedzi - wprawdzie wolnośći PO wyppowiedzi już nikt nie gwarantuje... ale nie przywołałam ani jednego nazwiska... nie wkleiłam zdjęć tych oszołomów... także mogą się cmoknąć w przysłowiową "trąbkę"
sobota, 7 maja 2016
Comber-comberek!
Dziś był w Katowicach zlot - Papiorzany Comber!
obłędny, wspaniały - jedyny w swoim rodzaju!
wywarsztatowałam się dokładnie... najpirew u Olgi, a potem u Ayeedy :) o tym będą osobne posty - i jeśli komukolwiek się wydaje, że mam chociaz jedno zdjęcie... to niechaj pomyśli jeszcze raz... bo jeśli nie dostanę zdjęć od Olgi czy Ayeedy, to nie będzie z Warsztatów zdjęć wcale ;)
ale... jedną z moich prac zgłosiłam do wyzwania ptaszkowego w Craft Style :)
i wiecie co? wygrałam :D
warunki
:
ptaszki muszą być! oprócz tego dwa z trzech następujących elementów: tekturka, maska, stempel.
:
ptaszki muszą być! oprócz tego dwa z trzech następujących elementów: tekturka, maska, stempel.
no to się zgadza...
Dziękuję :D
Etykiety:
craftowo,
papiorzany comber,
scrapowanie,
stempel,
śmietki,
tekturka
wtorek, 12 kwietnia 2016
wyzwania są częścią nas...
co prawda to prawda, każdy z nas napotyka w życiu, niektóre są proste, łatwe i przyjemne... inne mniej... tym razem trafiło na jedno z tych przyjemnych... choć wcale nie najłatwiejszych...
Mianowicie w Altair Art ogłoszono wyzwanie z paletką kolorystyczną...
z serii skrawki i ścinki...
no i się zaczęło... zanim moja wena pozwoliła mi zrobić coś w odpowiednich kolorach zrobiłam kartkę zielono-żółtą, żółto-czerwoną, granatowo-różową, niebiesko-różową, oraz słoneczną...
tych jednak dziś nie pokażę...
Pokażę natomiast kartkę właściwą... która powstała po przekopaniu się przez trzy pudła ze ścinkami w celu odnalezienia kilku konkretnych resztek...
Baza zasadniczo też z odpadków... czyli resztka karki A4... z której odcięłam wcześniej część, na której odbiłam stemple z napisami do jakiegoś innego projektu. Kolejnym elementem jest kawałek naklejony bezpośrednio na bazę - w blado-kanarkowym kolorze z motywem kropli wody - cudem udało mi się wykroić dokładnie taki kawałek, jaki był mi potrzebny... na to poszły resztki po wydzieranych elementach... dopasowane pod względem wielkości do pracy - tu pastelowy fiolet w kwiaty, przypominający akwarele, oraz kocówka paska żółtego z jakiegoś zestawu zakupionego daaaawno temu... motylki też wycinane z jakichś resztek... kwiatuszki nie z resztek, ale wybitnie mi tu pasowały :) półperełki też nie z resztek... ale to co najważniejsze - czyli klej - to resztka była... ostatnie ciaputki wyciskałam z tubki potężnymi groźbami...
ale do rzeczy...
Praca zgłoszona na wyzwanie:
Mianowicie w Altair Art ogłoszono wyzwanie z paletką kolorystyczną...
z serii skrawki i ścinki...
no i się zaczęło... zanim moja wena pozwoliła mi zrobić coś w odpowiednich kolorach zrobiłam kartkę zielono-żółtą, żółto-czerwoną, granatowo-różową, niebiesko-różową, oraz słoneczną...
tych jednak dziś nie pokażę...
Pokażę natomiast kartkę właściwą... która powstała po przekopaniu się przez trzy pudła ze ścinkami w celu odnalezienia kilku konkretnych resztek...
Baza zasadniczo też z odpadków... czyli resztka karki A4... z której odcięłam wcześniej część, na której odbiłam stemple z napisami do jakiegoś innego projektu. Kolejnym elementem jest kawałek naklejony bezpośrednio na bazę - w blado-kanarkowym kolorze z motywem kropli wody - cudem udało mi się wykroić dokładnie taki kawałek, jaki był mi potrzebny... na to poszły resztki po wydzieranych elementach... dopasowane pod względem wielkości do pracy - tu pastelowy fiolet w kwiaty, przypominający akwarele, oraz kocówka paska żółtego z jakiegoś zestawu zakupionego daaaawno temu... motylki też wycinane z jakichś resztek... kwiatuszki nie z resztek, ale wybitnie mi tu pasowały :) półperełki też nie z resztek... ale to co najważniejsze - czyli klej - to resztka była... ostatnie ciaputki wyciskałam z tubki potężnymi groźbami...
ale do rzeczy...
Praca zgłoszona na wyzwanie:
Etykiety:
altair-art,
craftowo,
kryształki,
kwiaty,
perełki,
scrapowanie,
wyzwanie
poniedziałek, 11 kwietnia 2016
Powitanie Zulayi i trochę z jej historii
Dawno temu przedstawiłam Wam Ywynę... wykonaną przez Gosię.
Dziś chcę Wam przestawić jej młodszą siostrę: Zulayę - Ognistą łzę.
Zulaya, jak Ywyna jest pierścionkiem wykonanym ręcznie ze srebra przez niezwykle utalentowaną osóbkę. Pierwszy element Zulayi trafił do mnie, gdy zawitałam w kopalni kamieni szlachetnych ( dziwne mięli tam pojęcie o tym co jest, a co nie jest kamieniem szlachetnym... bo rozróżnienie wg. nich polegało na określeniu na sztywno twardości kamieni - i w zależności od HRC danego kamienia był on zaliczany do szlachetnych, lub pół-szlachetnych...)
Ale, ale, już wyjaśniam...
Daaawno, dawno temu poleciałam w krainę zamorską, krainę mlekiem i miodem płynącą ;) czyli do Stanów... trochę tam zabawiłam, szlifując język, oraz zarabiając grosiki, by pozwiedzać - nie nachapałam się wcale... ale co zwiedziłam to moje :) kiedyś na pewno napiszę o tym, co widziałam i gdzie byłam... dziś będzie mowa o pewnej szczególnej - mocno partyzanckiej - dwudniowej wycieczce.
Wraz z moim narzeczonym (a obecnym mężem) wybraliśmy się na dwa dni do Wisconsin Dells... Zobaczyć muzeum Ripley'a, Lost Canyon... czy odwiedzić kasyno Cho-Chunk (czy jakoś tak)... była raczej już jesień... pogoda pozostawiała wiele do życzenia... ale wycieczka była bardzo udana... nieoczekiwaną atrakcją okazał się mały w sumie lokal przy głównej uliczce miasteczka Wisconsin Dells... mianowicie Kopalnia kamieni szlachetnych...
Można było w nim zakupić i przepłukać trzy rodzaje wiaderek z piaskiem... w pierwszym - najtańszym rodzaju nie było żadnych gwarancji, czy cokolwiek się znajdzie... w drugim - nieco droższym - był pewniak w postaci kamienia półszlachetnego (wedle ich pojęcia...), w trzecim - najdroższym pewniak w postaci szlifowanego kamienia szlachetnego...
Pomijając ich dziwny sposób określania czy kamień jest czy nie jest szlachetny... wybraliśmy najdroższe wiaderko i zasiedliśmy do płukania...
Tu tylko ja... no bo ktoś musiał przeca zrobić zdjęcie... no i tak, mam okulary... refrakcja była 4 lata później...
Kilkanaście minut płukania zaowocowało garścią nieoszlifowanych dużych kawałków ametystów, kryształów górskich i innych... (dwa widać na sitku obok mnie) oraz jednym kamieniu oszlifowanym...
ten był w woreczku strunowym - jak wyjaśniła obsługa - to po to, żeby go nie przeoczyć, bo mały...
kamykiem tym była cudnie oszlifowana łezka granatu (hihihi kamień- wg nich - szlachetny) o pięknym burgundowym odcieniu... i od tego czasu grzecznie leżał, wykazując sie ogromną cierpliwością... a ja przeglądałam setki, tysiące... miliony wzorów pierścionków - będąc w szanownym gronie biżuteryjek miałam ułatwione zadanie... jednak okazało się ono o wiele trudniejsze, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. No bo kto wpadłby na to, że właściwy wzór zostanie "odnaleziony" dopiero po ponad 12 latach...
Pewnego pięknego dnia jesienią ubiegłego roku, jedna z utalentowanych biżuteryjek pokazała cudowny pierścionek z cyrkonią ( a może to był kryształ górski?)... W każdym razie wzór mnie zaczarował! I natychmiast uderzyłam do Madzi... która się zgodziła wzór powtórzyć... i zrobić pierścionek z kamieniem powierzonym.
Jednak od umówienia się, do wykonania również upłynęło całkiem sporo czasu, ponieważ u mnie remont, a kamyki były bezpiecznie ukryte za stertą potwornie ciężkich pudeł... i dopiero, jak pudła były rozpakowywane , dostęp do kamieni stał się możliwy...
Kamyczek więc poleciał do Madzi (która wcale nie mieszka jakoś bardzo daleko ode mnie :) ) a po niedługim czasie wrócił w nowym ubranku, przybierając imię Zulaya - Ognista łza... które to imię bardzo do niego pasuje...
Zdjęcia nie oddają piękna wzoru, ani blasku srebra, które spędziło długie godziny w polerce bębnowej u mnie - ile u Madzi w takowej siedziało - nie mam pojęcia :) Po kilku dniach noszenia obrączka z ciemno-szarej, oksydowanej, wróciła do koloru srebrzystego ;) natomiast wzór z misternie lutowanych drucików dyskretnie nabrał głębi, dzięki tej samej oksydzie :)
Dziś chcę Wam przestawić jej młodszą siostrę: Zulayę - Ognistą łzę.
Zulaya, jak Ywyna jest pierścionkiem wykonanym ręcznie ze srebra przez niezwykle utalentowaną osóbkę. Pierwszy element Zulayi trafił do mnie, gdy zawitałam w kopalni kamieni szlachetnych ( dziwne mięli tam pojęcie o tym co jest, a co nie jest kamieniem szlachetnym... bo rozróżnienie wg. nich polegało na określeniu na sztywno twardości kamieni - i w zależności od HRC danego kamienia był on zaliczany do szlachetnych, lub pół-szlachetnych...)
Ale, ale, już wyjaśniam...
Daaawno, dawno temu poleciałam w krainę zamorską, krainę mlekiem i miodem płynącą ;) czyli do Stanów... trochę tam zabawiłam, szlifując język, oraz zarabiając grosiki, by pozwiedzać - nie nachapałam się wcale... ale co zwiedziłam to moje :) kiedyś na pewno napiszę o tym, co widziałam i gdzie byłam... dziś będzie mowa o pewnej szczególnej - mocno partyzanckiej - dwudniowej wycieczce.
Wraz z moim narzeczonym (a obecnym mężem) wybraliśmy się na dwa dni do Wisconsin Dells... Zobaczyć muzeum Ripley'a, Lost Canyon... czy odwiedzić kasyno Cho-Chunk (czy jakoś tak)... była raczej już jesień... pogoda pozostawiała wiele do życzenia... ale wycieczka była bardzo udana... nieoczekiwaną atrakcją okazał się mały w sumie lokal przy głównej uliczce miasteczka Wisconsin Dells... mianowicie Kopalnia kamieni szlachetnych...
Można było w nim zakupić i przepłukać trzy rodzaje wiaderek z piaskiem... w pierwszym - najtańszym rodzaju nie było żadnych gwarancji, czy cokolwiek się znajdzie... w drugim - nieco droższym - był pewniak w postaci kamienia półszlachetnego (wedle ich pojęcia...), w trzecim - najdroższym pewniak w postaci szlifowanego kamienia szlachetnego...
Pomijając ich dziwny sposób określania czy kamień jest czy nie jest szlachetny... wybraliśmy najdroższe wiaderko i zasiedliśmy do płukania...
Tu tylko ja... no bo ktoś musiał przeca zrobić zdjęcie... no i tak, mam okulary... refrakcja była 4 lata później...
Kilkanaście minut płukania zaowocowało garścią nieoszlifowanych dużych kawałków ametystów, kryształów górskich i innych... (dwa widać na sitku obok mnie) oraz jednym kamieniu oszlifowanym...
ten był w woreczku strunowym - jak wyjaśniła obsługa - to po to, żeby go nie przeoczyć, bo mały...
kamykiem tym była cudnie oszlifowana łezka granatu (hihihi kamień- wg nich - szlachetny) o pięknym burgundowym odcieniu... i od tego czasu grzecznie leżał, wykazując sie ogromną cierpliwością... a ja przeglądałam setki, tysiące... miliony wzorów pierścionków - będąc w szanownym gronie biżuteryjek miałam ułatwione zadanie... jednak okazało się ono o wiele trudniejsze, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. No bo kto wpadłby na to, że właściwy wzór zostanie "odnaleziony" dopiero po ponad 12 latach...
Pewnego pięknego dnia jesienią ubiegłego roku, jedna z utalentowanych biżuteryjek pokazała cudowny pierścionek z cyrkonią ( a może to był kryształ górski?)... W każdym razie wzór mnie zaczarował! I natychmiast uderzyłam do Madzi... która się zgodziła wzór powtórzyć... i zrobić pierścionek z kamieniem powierzonym.
Jednak od umówienia się, do wykonania również upłynęło całkiem sporo czasu, ponieważ u mnie remont, a kamyki były bezpiecznie ukryte za stertą potwornie ciężkich pudeł... i dopiero, jak pudła były rozpakowywane , dostęp do kamieni stał się możliwy...
Kamyczek więc poleciał do Madzi (która wcale nie mieszka jakoś bardzo daleko ode mnie :) ) a po niedługim czasie wrócił w nowym ubranku, przybierając imię Zulaya - Ognista łza... które to imię bardzo do niego pasuje...
Zdjęcia nie oddają piękna wzoru, ani blasku srebra, które spędziło długie godziny w polerce bębnowej u mnie - ile u Madzi w takowej siedziało - nie mam pojęcia :) Po kilku dniach noszenia obrączka z ciemno-szarej, oksydowanej, wróciła do koloru srebrzystego ;) natomiast wzór z misternie lutowanych drucików dyskretnie nabrał głębi, dzięki tej samej oksydzie :)
Dziękuję Madziu!
Subskrybuj:
Posty (Atom)