Kto m nie zna, ten wie... jak mnie amok złapie...
no i właśnie dlateego pokażę wam jeszcze kilka prac, które powstały niedawno... zaczęło się od zaporoszenia z TricksArt... a potem to już poleciało...
powstało kilka kalendarzy...
Jeden niestety został mi wyrwany z taką prędkością, że nie posiadam jego zdjęć... - musicie mi wierzyć na słowo, że był fajny...
jedyne zdjęcie, to takie jeszcze przez bindowaniem... ale okładka właściwie już zakończona - no prawie...
papier oczywiście z serii bisquit... kaboszon z zegarem, by instalacja na środku kojarzyła się z wieżą zegarową... do tego pocięta tekturka - dostałam ją od Dagali... tuż po combrze Katowickim w tym roku... no i się doczekała ;) maska, przez którą tuszowałam, to nie maska, a wycinajka z wykrojnika (jakiś memory box...)
i o ile nie mam zdjęć finalnych tej pracy, to wiem, że nowi jego właściciele są nim zachwyceni :) a ja jeszcze bardziej - jak zawsze, gdy moje prace przyniosą komuś radość!
drugi z kalendarzy
tym razem na bazie papierów turquiose...
O ile poprzedni kalendarz był duży - bo A5... to tn już należy właściwie do rozmiaru mini... czyli A6... sprężyna duża - żeby łatwo kartki przewracać... ozdobiony modyfikowaną wycinajką z sizzix-owego wykrojnika... oraz granatowymi kryształkami... całości dopełnia niebieska kokarda, z samodzielnie barwionej wstążki.
Wycinajcie tej spokoju dać nie mogłam i powstał drugi kalendarzyk z jej udziałem...
tym razem zachowałam jej oryginalną formę (no prawie) - przynajmniej z przodu kalendarza, bo tył został zmieniony... nie dzieje się na nim wiele... bo kalendarz, to rzecz zasadniczo użytkowa... a nie, żeby leżał na półce...
nie koniec to kalendarzy... ale o tym następnym razem