czwartek, 17 grudnia 2015

Spotkał mnie wielki zaszczyt...

Jaki? ano taki, że zostałam zaproszona by inspirować  w TricksArcie, jako gościnna Projektantka. Sprawiło mi to ogromną radość, oraz napełniło mnie dumą, bo nie sądzę bym była jakoś specjalnie znana... ;) 15 obserwatorów mojego bloga to jakoś niespecjalnie dużo ;) hihihi

Nie będę Wam truła, co i jak i od kiedy robię... hihihi o tym poczytajcie na blogu TricksArtu :)

Dałam TricksArtowi ciężki orzech do zgryzienia, bo oczywiście amok mnie ogarnął, amok tworzenia oczywiście,  nie tylko kartek, ale również wzięłam się za reanimację czegoś, co powinno zostać wyrzucone.
Wzięłam pudełko po herbatce dla dzieci, odcięłam mu dno metalowe, przecięłam je na pół wzdłuż… potem zabrałam się za ciachanie papierów, wklejanie magnesów, dopasowywanie boków, kwiatów… 


no sami zobaczcie co z tego wyszło :)


Kolejną pracą wykonaną z potrzeby podarowania drugiego życia jest skromniutki organizer na biurko. A było to tak…
Właśnie skończyła się rolka ręczników papierowych, pozostawiając po sobie tubę… i właśnie ta tuba zagadała:
a może tak mnie przerobisz na coś przydatnego? Bo wiesz, młoda tektura jestem… chcę jeszcze pożyć, a nie zostać zmielona i przerobiona na papier toaletowy… no nie bądź taka… masz tu taki ładny papier… patrz: turquiose cozy evening … ładnie by mi w nim było…
No i uległam… tuba została przecięta na 4 nierówne części… trzy z nich stały się organizerem ubranym we wspomniany papier. Z dwóch warstw beermaty stworzyłam im podstawę. Fragmenty ramki z tego zestawu posłużyły za maskowanie dla łączenia papieru… całość ozdobiłam kilkoma własnoręcznie wykonanym i kwiatami (i kilkoma kupnymi pączkami róż) pasami brokatowymi, oraz tekturką – napisem "Hold on time" nie licząc oczywiście litra magica ;) tak właśnie powstał ten sympatyczny organizer, który komuś sprawi radość zdobiąc jego biurko…




Jeśli myślicie, że tuba dała mi spokój, jak zrobiłam z niej organizer, to się mylicie… pamiętacie, że została przecięta na 4 części… pewnie by mi dała spokój, ale nieopatrznie ostatnią część położyłam tuż obok pachnącej lawendą świeczuszki… i się zaczęło: 
Killa… ta świeczka tak pachnie… ja nie chcę być wyrzucona, ja chcę tak pachnieć… weź no coś pomyśl… no bo jak to tak… żeby świeczka stała sama taka… ładniej będzie wyglądać w świeczniku… patrz leży akurat kawałeczek papieru Bisquits Magical Time  akurat wystarczy…. No nie bądź taka… widzę też trochę koroneczki… i gessa… no weź…

Jak tu nie posłuchać takiego namawiania… się wzięłam… wspomniany fragmencik papieru został docięty i naklejony na tubę (znaczy jej resztkę), która okazała się nieco za wysoka do wspomnianej świeczki (ale z drugiej strony idealnie nadawała się rozmiarem…), kawałki beermaty zostały docięte, by stworzyć podniesione wewnętrzne dno – tak by świeczka idealnie pasowała… następnie odrobina koronki bawełnianej w beżowym kolorze, oraz doklejone fragmenty metalowego kwiatu, które następnie zostały pomalowane gessem i przed wyschnięciem oprószone brokatem bezbarwnym, ale bardzo drobnym, ostatecznie całości dopełniła swoista gałązka z perełek metalicznych


2 komentarze:

  1. Olu prace piękne. Wspaniałe. A tekst powalający. Gratuluję wyróżnienia. Jesteś wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie macgywerze ;) to pierwsze najbardziej mnie zaskoczyło - wykonanie i pomysł, super :)

    OdpowiedzUsuń