tak już czasem mam, że jak mnie pszczoła użre w beret, to muszę go zdjąć, wyoglądać na wszystkie strony, czy to robotnica, królowa, czy też zwykły truteń...
gdzie kiedyś to przeczytałam i mi zostało - obrazuje dosyć dokładnie, to co robię... jak wena uderzy... to wręcz nie mogę przestać robić... tak było i teraz... po serii prac, o których na razie cicho-sza, nie mogłam się zatrzymać i po prostu musiałam "brnąć" dalej... tak powstała karteczka (no nie tylko karteczka - ale przecież nie pokażę wszystkiego na raz - c'nie?
tym razem za inspirację robił wykrojnik - plater miody sizzix, oraz dwie róże wykonane na i po warsztatach u Ewy... - reszta jakoś sama się dobrała... jak zwykle...
mam wrażenie, że całkiem niezły efekt uzyskałam...
nawet stempelek, który leżał odłogiem w kącie szufladki tym razem się przydał i ozdobił motylkowo plaster miodu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz